Poradnik: 5 najczęstszych błędów technicznych, które popełnia początkujący pisarz
„Być kobietą, być kobietą” – jak to śpiewała niegdyś Alicja Majewska w swojej nieśmiertelnej piosence. A teraz zanućmy ją razem, unosząc się po poprawionych odbiciach śladowej korekty kultowego przeboju. Jak brzmiałaby spersonalizowana wersja? W naszym przypadku zapewne coś na styl: być pisarzem, być pisarzem... Nie inaczej, co? Gdybyśmy poszli jednak za ciosem i oparlibyśmy się pokusie szału kreatywności, to może udałoby się stworzyć całkiem niezły cover. Zatrzymajmy się jednak i postawmy tu mięsistą kropkę, taką, od widoku której pani polonistka zawsze dostawała białej gorączki. Skupmy teraz naszą energię na tym, z czym jako adepci słowa pisanego mierzymy się w nabierającej rozpędu karierze. Tylko niskopolotny przedstawiciel o wybitnym braku refleksu myślowego nie odgadnie, o czym będę pisać w tym artykule (a takimi nie jesteście! Już to udowadnialiście! No i halo, chyba każdy czytał nagłówek zaglądając tutaj), dlatego po krótkim wstępie przegonię ewentualne niejasności.
Już nie raz pisałam, że pisanie wymaga ciągłego rzemiosła, które niczym dorodny Kraken będzie rozbijał wiszące mosty błędów uprzednio powieszonych za pomocą naszej mózgownicy. To wygląda trochę tak, że najpierw stawiasz wysokie wieże z klocków, a potem tymi samymi rękami powalasz stos, zaczynając od nowa, bo przeczucie podpowiada, że coś w nich nie pasuje, chociaż nie zawsze dysponujesz świadomością jak te niesmaki fachowo się nazywają. Oczywiście z czasem nabierasz wprawy, a konstrukcje, które budujesz i mam nadzieję, że budować będziesz, osiągną zenit trwalszych stabilizacji. Do czego piję? Czytając różne opowiadania w sieci i książki debiutantów ledwo opuszczających bramy wydawniczego przedsięwzięcia, zauważyłam pewne schematy błędów lubiących zakleszczać się w akapitach z potencjałem na „coś więcej” i dzisiaj mam zamiar wziąć te szpetności na tapet. Chciałabym pokazać Wam błędy, które są zażyle popełniane przez debiutantów jakby nie mogli przestać molestować przycisku z napisem WYGRANA w totolotku. Przejrzyj je i zobacz, czy nie trzymasz u siebie czasem jakiegoś nieproszonego gościa. Tylko nie pozwól mu się przypadkiem zasiedzieć, bądź czujny! Vivat dobrym tekstom!
Weźmy na początek taką niespójność tekstu: mamy przed oczami pewnego delikwenta, popularnego pana Iksińskiego, który został zmuszony do napisania pracy naukowej na temat „Zdolności parapsychologicznych Mrówek Czerwonówek i paradygmatów ich funkcjonowania w mrowisku pod rządami królowej upierdlistwa”, bo inaczej uwali rok. Niepocieszony, zaczyna zbierać materiały i postanawia, że napisze od razu wstęp, coby przypadkiem nie obudzić się z ręką w nocniku dwa dni przed terminem. Iksiński wylewa z siebie poty i pisze, ile może. Zarywa dnie i noce, nawet nie chodzi na siku, bo chce być szybciej na finiszu. W miarę proporcjonalności do czasu, jaki mu jeszcze pozostał, robi bardzo duże postępy. Niestety, jak to w życiu bywa, nieoczekiwanie trafiła mu się przeszkoda, pochorował mu się pies. Pies wymagał od pana Iksińskiego maksimum uwagi, bo gdy takiej nie otrzymał, pies (niechcący oczywiście) zostawiał kleiste szlaczki na dywanie po parówkach, które miał zjeść poprzedniego dnia. Iksiński dzielnie spierał ślady z dywanów, podawał zwierzakowi leki, kołysał go do snu. Te czynności wycięły mu z życia około ośmiu dni, bo paczka, którą pochłonął pies, była niezwykle duża jak na zjadające je ciałko. No, ale we wszystkim musi kiedyś nastać koniec, więc nie ma co dużo mówić, końca pana Iksiński też doczekał. Po bitych ośmiu dniach, Iksiński wraca do pracy. Jest zły, bo wie, że w normalnych okolicznościach miałby już napisaną jedną trzecią pracy, no ale nie ma. Siada na świeżo. Chwilę bije się z myślami, czy czytać wstęp sprzed nieobecności. A sr*ał to pies! (a nie, czekaj, wróć, może lepiej nie, to już było), po prostu ominie wstęp i zaoszczędzi czas. Pisze więc z pamięci, no kto by nie pamiętał, o czym skrobie artykuł, co? No chyba tylko jakiś niekumaty Iksiński, a on jest bardzo kumaty. Ma już cały rozdział, ale on leci! Zanim jednak napisze kolejny, mijają dwa tygodnie, bo musiał zdobyć więcej faktów i informacji. Trzeci skończył po obejrzeniu batalii żandarmerii mrówkowej z podwórka za oknem. Czwarty poszedł już gładko, bo to podsumowanie całości, można lać wodę. Iksiński dostaje dreszczy, bo ma całość. Teraz może rozkoszować się geniuszem swojego pióra. Czyta całość. Jaki był temat? „Zdolności parapsychologicznych Mrówek Czerwonówek i paradygmatów ich funkcjonowania w mrowisku pod rządami królowej upierdlistwa”. A to dobre, bo napisał o kształtach pięt u mrówek i kolorze ich brzuszków. Nosz kur... Teraz na pewno nie zdąży już tego poprawić.
Czy któryś punkt wydał Ci się znajomy?
Powodzenia w doskonaleniu!